Nużący sobotni
poranek. Słońce już dawno świeciło na tle błękitnego nieba. Piękny dzień na
rozpoczęcie czegoś nowego, a zakończenie innego. Promienie słońca wpadły do
niemałej sypialni, oświecały one wielkie łóżko, w którym spała brunetka. Jej
włosy kontrastowały się z kremową pościelą. Cały pokój był w kolorach czekolady
i kawy. Naprzeciwko łóżka stało biurko, na którym leżał laptop, telefon, kilka
notesów szkolnych, wiele kartek z notatkami, kilka długopisów porozwalanych po
całym blacie i wielki napis wiszący nad nim
. W kącie pokoju stały dwa fotele, a koło nich były wielkie
dwuskrzydłowe drzwi, które pilnowały garderoby dziewczyny.
Podniosła
powieki i pojawiły się jej zielone oczy. Włosy miała związane w wysoką kitkę,
która teraz była w drastycznym stanie. Przetarła oczy i wstała z łóżka.
Otworzyła drzwi od balkonu i wyszła na dwór. Uśmiechnęła się, kiedy poczuła
słaby powiew wiatru na swojej twarzy.
Weszła z
powrotem do pokoju i ruszyła w kierunku garderoby. Wyciągnęła parę krótkich jasnych
szortów, czerwoną koszulę w kratę, czarną bokserkę, bieliznę i czerwone
trampki. Buty rzuciła na podłogę, a z rzeczami ruszyła na korytarz. Przywitały
ją drzwi pokoju jej brata z napisem not
for people. only aliens. Jamie’s room. Przeszła kilka kroków i zapukała do
drzwi łazienki.
- Zajęte,
Jessie – krzyknął chłopak. Oparła się o ścianę naprzeciwko drzwi. Czekała
kilkanaście minut i znów zapukała.
- JAMIE
WYŁAŹ – krzyknęła, waląc pięściami. Nagle odsunęła się i z łazienki wyszedł jej
brat. Był już ubrany. Miał czarną koszulkę zespołu Nirvana oraz przetarte
czarne wąskie spodnie. Ruszył do swojego pokoju. Jessie wykąpała się i
wysuszyła włosy po czym związała je w koczek. Swoją grzywkę podpięła do góry.
Ubrała się i nałożyła delikatny makijaż, zakrywający jej pryszcze.
Wyszła z
łazienki i pobiegła do pokoju. Weszła do garderoby i zaczęła pakować ubrania do
walizki. Zabrała mnóstwo koszulek, krótkich spodni, jeansów, trampek, dresów,
bluz i kilka elegantszych rzeczy. Schowała kosmetyczkę i zapięła walizkę.
Wystawiła ją na korytarz.
Do plecaka,
który leżał w kącie pokoju, schowała laptopa, książki, portfel, dokumenty,
notatki oraz duże słuchawki firmy Skull Candy. Do kieszeni spodni wsunęła
telefon. Wyszła na korytarz.
- Jamie,
pomożesz mi to znieść na dół? – powiedziała do brata, który wracał z dołu.
- Jasne –
podniósł walizkę i powoli zaczął schodzić ze schodów. Postawił ją w holu, koło
swojej.
Jessie
założyła szybko trampki, wzięła torbę i zbiegła na dół. Weszła do kuchni, w
której biegała jej mama, w tę i we w tę.
- Macie
wszystko? – zapytała się ich, kiedy usiedli na wysokich stołkach przy wyspie. –
Wasz ojciec pewnie za chwilę się zjawi.
- Tak,
wszystko – powiedział Jamie. – Oprócz…
Jego matka
zmierzyła go wzrokiem.
- Gitara
zostaje w domu.
- Ale mamo –
jęknął niezadowolony chłopak. – Jessie ma fortepian u taty, a ja mam gitarę
tutaj.
- No dobra…
Leć po nią – uśmiechnęła się, a jej uradowany syn pobiegł na górę. Już po chwili
w holu, oprócz bagaży, leżała gitara akustyczna, schowana do futerału.
- Nie chcecie
niczego jeść? – zapytała się.
- Zjemy po
drodze, spokojnie – uśmiechnęła się dziewczyna. – A gdzie Dave?
Mama
wzruszyła ramionami.
- Nie wiem,
miał tu być 10 minut temu. Możemy spóźnić się na samolot.
Nagle ktoś
wszedł do domu.
- Cześć
kochanie – powiedział przystojny mężczyzna, podchodzący pod czterdziestkę.
Pocałował swoją narzeczoną. – Gotowa?
Pokiwała
głową. Jessie stukała palcami w blat. Czekała z niecierpliwością na ojca. Nie
lubiła Dave’a. Był mniej wyluzowany niż jej tata, taki spięty. Teraz miała się
od niego odciąć na dwa miesiące.
Dzwonek
zadzwonił. Dziewczyna zeskoczyła ze stołka i biegiem rzuciła się, żeby otworzyć
drzwi.
- Tata! –
krzyknęła na widok bruneta, który uśmiechał się do niej z taką troską. Rzuciła
mu się na szyję, a on ją przytulił do siebie.
- Witaj mała
księżniczko – pocałował ją w głowę. Kiedy oderwała się od niego, Jamie się
przywitał męskim uściskiem. – Dawno was nie widziałem, wyrośliście.
- Przez te
kilka miesięcy, James – powiedziała jego była żona.
- Witaj Kate
– uśmiechnął się do niej. – Ty jesteś pewnie Dave. Jess opowiadała mi o tobie.
Przywitał
się z nim uściskiem dłoni.
- Jedziemy?
– zapytała uradowana Jessie. Jej tata pokiwał głową. Dziewczyna pożegnała się z
mamą i Davem, i wzięła torbę, zbiegając po schodkach do Jeepa. Wrzuciła ją na
tylne siedzenie i czekała na tatę i Jamiego. Wszyscy wsiedli do samochodu.
James odpalił i ruszyli w stronę ruchliwej ulicy.
- Jak tam
szkoła? – zapytał się swoich dzieci James, włączając radio.
- Może być –
powiedział bez większego zainteresowania Jamie. Jego siostra się nie odzywała.
- A ty Jess?
Nadal
milczała, chciała zapomnieć o tym roku jak najszybciej. Przyniósł jej tyle
złych wspomnień. Chłopak ją zostawił, w momencie, w którym go najbardziej
potrzebowała, przyjaciółki zostawiły, a to wszystko dlatego, że się uczyła,
tylko się uczyła. Nie ćpała, nie piła, nie paliła, nie imprezowała. W ostatnim
roku szkoły chciała po prostu wszystko zdać.
Najpierw
była tylko kujonica. Później się zaczęli nad nią znęcać. Stała się
pośmiewiskiem i kozłem ofiarnym szkoły. Nawet nauczyciele dziwnie się na nią
gapili. Z tego wszystkiego zamykała się w sobie, tylko w domu mogła być tą
Jessie, śmieszką, która nie widzi niczego po za muzyką.
- Jessie –
powiedział głośniej.
- Dobrze – w
końcu powiedziała. – Nie było źle.
Tata
spojrzał na nią przenikliwym spojrzeniem, ale nie pytał dalej. Byli już na
autostradzie. Śpiewali głośno, śmiali się, aż w końcu brzuch Jess zaczął
wydawać bardzo głośne dźwięki, tak samo jak i Jamiego.
James stanął
przy jakimś zajeździe i weszli coś zjeść. Zamówili to co zwykle, naleśniki z
truskawkami i sok pomarańczowy. Przy jedzeniu rozmawiali o wszystkim i o
niczym. Rodzeństwo było bardzo ze sobą, jak i z ojcem, zżyte. Po rozwodzie
rodziców zbliżyli się i dbali o siebie nawzajem. Była między nimi różnica dwóch
lat, ponieważ Jessie skończyła 17, a Jamie 19 lat.
Kiedy
skończyli, James zapłacił i ruszyli dalej w drogę. Jessie zasnęła, lecz kiedy
się obudziła byli już w wielkim mieście. Londyn. Była taka zła, kiedy musiała
się stąd przeprowadzać. Przejechali koło Piccadilly Circus i jechali dalej, aż
do królewskiej dzielnicy, Kennsington, w którym kiedyś mieszkali. James
zaparkował pod domem i wysiedli z samochodu. Jessie wzięła swoją torbę, a tata
walizkę.
Otworzyła
drzwi kluczem, który dostała w zimowe ferie od ojca. Weszła do środka.
Uśmiechnęła
się, kiedy zobaczyła, że niewiele się zmieniło. Przede wszystkim było czysto.
Nie dziwiło jej to. Tata nie lubił bajzlu, wolał porządek, ale sam był dość
szalonym i zakręconym na punkcie muzyki człowiekiem. To po nim właśnie
odziedziczyli miłość do muzyki.
Jess
pobiegła do studia nagraniowego.
- Poczekaj –
James za nią pobiegł. – Tam ktoś jest.
Dziewczyna
od razu, jak na zawołanie, stanęła w miejscu.
- Pamiętasz
zasady wchodzenia do studia prawda? – uśmiechnął się do niej.
Pokiwała
głową. Czerwona lampka zgasła, więc weszła do środka. Przy konsoli siedział
przyjaciel taty, Steve i jego żona, Lily.
- Jessie – kobieta uśmiechnęła się na jej widok i przytuliła ją. – Jak się masz?
- Dobrze –
uśmiechnęła się i spojrzała przez szybę, kto jest w środku. Amy,
trzydziestoletnia kobieta właśnie wyszła. – Co ona tu robi?
- Dzisiaj
jest tu ostatni dzień – powiedział Steve z słabo ukrywaną satysfakcją. – Od jutra
aż do końca wakacji, będzie tu przychodzić młody chłopak, nagrywa płytę, a twój
ojciec przyjmuje wszystkie młode talenty z wyjątkiem…
- Mnie –
dokończyła ze śmiechem – i Jamiego.
Blondwłosa
Amy weszła do pomieszczenia i obrzuciła Jessie sekundowym spojrzeniem, tak
jakby robiła jej jakąś łaskę. Pożegnała się ze wszystkimi i wyszła.
- Jak ja
nienawidzę… - nie skończyła, bo do pokoju wszedł jej tata. James był w niej
zadurzony, a ona go tylko olewała i nic sobie z jego miłości nie robiła.
- Kogo? Lub czego?
– zaśmiał się.
- Nieważne –
uśmiechnęła się. – Pójdę do góry się rozpakować.
Szybko
wyszła z pokoju i wbiegła do góry po schodach. Po chwili już wypakowywała
wszystkie ciuchy z torby. Glebła się na łóżko. I leżała.. Myślała i leżała.
Przypomniała sobie wszystkie momenty z tego roku, najgorsze momenty. Rozbolała
ją głowa, wstała powoli z łóżka i otworzyła drzwi.
- A tak naprawdę?
– powiedział jej tata. – Przecież w ferie było źle.
- Była u
trzech psychologów, ale ciągle gdzieś były problemy. W domu nic nie robiła
tylko pisała piosenki. Znaczy wiesz, sądziła, że wszystko jest okay, że my nic
nie widzimy, ale nie było z nią dobrze, słuchała jakiegoś chłopaka, cały czas ,
dzień w dzień te same smęty.
- Dla ciebie
smęty, ale nie dla niej..
Zamknęła
drzwi z powrotem. Coraz bardziej bolała ją głowa. Położyła się na łóżku, z oczu
zaczęły jej cieknąć łzy. Czuła się potwornie, ale po chwili zasnęła. Śnił jej
się ten chłopak, co całymi dniami chodził jej po głowie, a właściwie jego głos.
Nie wiedziała jak wygląda, ale dla niej najważniejsze były słowa piosenek i to
z jaką pasją śpiewa wszystkie piosenki.
Kiedy spała,
do pokoju zajrzał James. Okrył córkę kołdrą i spojrzał na nią, jak wtedy kiedy
miała siedem lat i zasnęła na karuzeli. Była jego księżniczką, ciągle tą samą
śpiącą księżniczką.