środa, 6 marca 2013

COME BACK!

Cześć wam :) Przepraszam was bardzo za brak aktywności, ale nie miałam czasu :) Od piątku wracam z nowym rozdziałem... Obiecuję BĘDZIE DŁUGI :D 
A teraz w ramach przeprosin łapcie moją pracę na konkurs z religii :) 

**********************************************************

Minął pełen rok. Było wiele wzlotów i upadków, ale w ferie wróciła w to samo miejsce co ostatnio. Zapadał zmrok. Miasteczko powoli usypiało. Ona szła przez śnieg nie zważając na nic. Nie było jej zimno. Stoki powoli zamierały, ale byli tacy, co jeździli do upadłego.

Kiedy zaszła na ten mały stok uśmiechnęła się. Weszła zboczem na górę. Czuła, że jeśli to zrobi coś się wydarzy. Księżyc oświetlał krainę śniegu. Drzewa skrzyły się w jego blasku. Światła wyłączyli. Ona nadal siedziała na ławeczce z otwartą buzią i wywalonym językiem, łapiąc śnieg.
- Co ty tu robisz? – poznała jego głos. Spojrzała mu w oczy. Nie zmienił się od zeszłego roku.
- Siedzę, nie widać? – odpowiedziała i wstała. Podszedł do niej i uśmiechnął się.
- Ostatnio zniknęłaś tak szybko, a teraz wracasz…
- W końcu są ferie. Przyjechałam razem z przyjaciółką. Chciałyśmy się odciąć od świata – uśmiechnęła się.
- W końcu dla niektórych góry to miejsce, w które się ucieka, gdy są problemy.
- Ja jestem ta niektóra – zaśmiała się i odeszła od niego na kilka metrów. Odwróciła się do niego tyłem. Nagle z głośników zaczęła lecieć piosenka „It’s time” zespołu Imagine Dragons.
- Pamiętasz? Ta piosenka w zeszłym roku była hitem – zaśmiał się.
Wokalista zaśpiewał „I don’t ever want to leave this town” a z nim i ona.
- To samo myślałam w zeszłym roku – posmutniała, z jej oczu spadło kilka łez. Odwróciła się i spojrzała w jego brązowe oczy. – Nie wierzyłam, że cię jeszcze kiedyś spotkam. Przez pierwszy miesiąc przeżywałam, że wróciłam do domu. Przez kolejne dwa starałam się zapomnieć. Zapomniałam, ale w środku wakacji przyjaciółka mi o tobie przypomniała. Do świąt modliłam się, żeby już cię nie spotkać, przecież i tak by z tego nic nie wyszło…
- Ale wróciłaś i to mnie najbardziej zastanawia.. – powiedział spokojnie i powoli podchodził do niej.
- Bo chciałam uciec od myśli o tobie, a jedynym miejscem, w którym mogę zapomnieć jest to – obróciła się, delikatnie podskakując. Chłopak parsknął śmiechem. – Z czego się śmiejesz?
- Jesteś taka słodka jak tak robisz – uśmiechnął się do niej. Zarumieniła się, ale nie było widać różu na jej policzkach, bo była cała czerwona od zimna. – Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem też skakałaś.
Zachichotała. Podszedł do niej na tyle blisko, żeby złapać ją za rękę. Uśmiechali się do siebie.
- A ja wierzyłem – powiedział nagle. – Wierzyłem, że wrócisz w to samo miejsce, że cię znajdę. Powiem ci, że nawet poszedłem do kościoła i zacząłem się modlić. Tylko po to, żeby cię bliżej poznać. O to się modliłem. Prosiłem pana Bócka, żeby cię do mnie przyprowadził..
- Ja właśnie na odwrót – zmieszała się. – Nie chciałam.. Może…
- Bałaś się, że zostaniesz zraniona, że ja o tobie nie myślę.
Pokiwała głową. Znów z jej oczu spłynęło kilka gorących łez. Puścił jej rękę i otarł łzy, które spływały po jej policzkach.
- Nie płacz – uśmiechnął się. – Bo nie masz po co.
Zdziwiła się i spojrzała na niego pytającym wzrokiem. On tylko nachylił się do jej ust i pocałował ją z dozą nieśmiałości, której nie spodziewała się po góralu. Ale jednak podobało jej się, bo całował delikatnie, czule, słodko, jak nikt inny wcześniej. Dookoła nich wirowały płatki śniegu, cały świat tonął w świetle księżyca. Ona w brzuchu czuła motylki jak nigdy, cała jej twarz zrobiła się purpurowa. Kiedy oderwali od siebie swoje usta, uśmiechnęli się do siebie.
- Jednak twoje modlitwy zostały wysłuchane – zaśmiała się, kiedy schodzili na dół, trzymając się za ręce.
- No twoje nie, na szczęście – przyciągnął ją do siebie i przytulił.
Oboje teraz byli szczęśliwi, ona, że nie spełniło się to o co prosiła, a on, że uwierzył. Uwierzył w to, co było silniejsze od niego, uwierzył, że osoba, której praktycznie nie znał jest częścią jego. Była wiara, była nadzieja i była miłość. 

piątek, 15 lutego 2013

drugi.

Obudziła się w południe. Ból głowy ustał, więc wstała na trochę chwiejnych nogach i ruszyła w stronę szafy. Ubrała się w czarne szorty i wielką bawełnianą koszulę. Podwinęła rękaw i zeszła na dół kuchni. Nikogo nie było. Zrobiła sobie na śniadanie tosty i nalała sobie soku jabłkowego. Usiadła przy stoliku i powoli zaczęła przeżuwać śniadanie. Sięgnęła po gazetę, która leżała naprzeciw niej. Na pierwszej stronie był rudy chłopak. Uroczy, ale nie mogła powiedzieć, że był przystojny. Miał to coś w sobie. Przeczytała o nim artykuł. Grał na gitarze, śpiewał piosenki o miłości.. Był ideałem chłopaka. Odłożyła gazetę i nuciła sobie piosenkę Skinny Love. Odłożyła brudny talerz i szklankę do zmywarki. Zagalopowała się, co było jednoznaczne z tym, że zaczęła śpiewać. Nagle usłyszała jakiś drugi głos, który nie raz słyszała. Dochodził ze studia. Szybko wyszła z kuchni i skierowała się w jego stronę. Zajrzała przez lustro weneckie, które tata założył kiedy ludzie zaczęli stresować artystów.
Zauważyła tego rudego chłopaka, co był na okładce magazynu. Zrobiła się momentalne czerwona. Ten głos należał do tego chłopaka, ten głos, co pomógł jej przetrwać cały rok szkolny.
Szybko pobiegła do góry i wleciała do pokoju. Padła na łóżko. Nie mogła się uspokoić. Nie dość, że zamieniła się w buraka, to jeszcze w jej brzuchu wylęgło się stado małych motylków. Spodobał jej się.
- Jessie! – krzyknął Jamie. – Śpisz?
Wszedł do jej pokoju. Zauważył, że siostra się nie rusza. Szybko do niej podszedł.
- Spoko, żyję – zaśmiała się z trudem przez poduszkę. Nie chciała, żeby ją zobaczył.
- Choć na dół, ten chłopak co nagrywa album u ojca właśnie skończył na dziś i chce cię poznać – uśmiechnął się. Podniosła głowę i spojrzała na niego z przerażeniem w oczach.
- Ja nie zejdę – zastrzegła i wbiła się ciałem w łóżko. – Nie ma mowy.
- Jess – powstrzymywał się od śmiechu. – Co ty odpieprzasz?
- Nic – wstała z łóżka. Spojrzała w lustro. Rumieniec zbladł. – No mogę zejść, ewentualnie.
Ruszyła z przodu. Jamie nadal uśmiechał się, jak kretyn. Kiedy znaleźli się na dole, Jessie usłyszała głos taty, dobiegający z salonu. Było tam mnóstwo ich starych zdjęć, jeszcze przed rozwodem rodziców.
- Tutaj Jess po raz pierwszy zobaczyła studio – powiedział James, gdy nagle zobaczył swoją córkę. – No i jest moja mała księżniczka.
- Tato – westchnęła i podeszła do nich.
- Przepraszam – zaśmiał się. – Jessie to jest Ed Sheeran, Ed to jest moja córka, Jess.
Ed podał jej rękę i uśmiechnął się przyjaźnie. Odwzajemniła gest i uścisnęła jego dłoń. Zauważyła, że na lewej ręce miał tatuaż. Łapkę kota.
- Grasz na gitarze? – zapytał się jej.
- Nie – pokiwała przecząco głową. – Wolę fortepian. Jamie gra na gitarze.
- Bo moja słodziutka siostra zawsze odstaje od rodziny, nie prawdaż? – zaśmiał się, obejmując dziewczynę. Zawstydziła się. Ed to zauważył. Wydawała mu się słodka jak cukierek, ale czuł, że może pokazać pazurki.
Jamie spojrzał na siostrę i Sheerana. Ona starała się na nią nie patrzeć. On rzucał na nią pojedyncze spojrzenia, rozmawiając o jakimś producencie. Jak na razie nie ma się czego obawiać pomyślał. Jak na razie.
- Ja muszę już lecieć – w końcu powiedział Ed. – Miło było cię poznać.
Uśmiechnęła się do niego.
- Ciebie również.
Pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł z gitarą, którą miał schowaną w futerale. Jessie położyła się na kanapie. Nie mogła skupić myśli na nikim innym, jak tylko na nim. Nie wiedziała, że może jej się spodobać chłopak, którego pierwszy raz widziała na oczy. Jednak znała tak długo jego głos, może była w nim zauroczona od samego początku. Nie. To od tego momentu jak go zobaczyła w studiu.
James spojrzał na córkę, po czym przeniósł wzrok na syna, który siedział koło niej.
- Jamie, możemy pogadać.
Chłopak wstał i poszedł za ojcem. Jess leżała i nie kontaktowała z nikim, nie widziała gdzie idą i w tym momencie jej to nie obchodziło.
Szedł za ojcem, aż do studia. James zamknął za nimi drzwi.
- Słuchaj Jamie – powiedział poważnie. – Jeśli będziesz coś widzieć, że Jessie pisze z jakimiś chłopakami, spotyka się lub rozmawia przez telefon.
- Myślisz, że ona i Ed.. – zaśmiał się. – Może ona tak, ale sądzę, że on nie chce się spotykać z taką smarkulą jak Jessie.
- Masz mi mówić o wszystkim. Jak agent pracujący dla mnie.
- Ale nie rozumiem czemu – powiedział cicho.
- Bo wiem, co to znaczy być facetem w show-biznesie. Twoja matka wie, jak to jest być kobietą takiego gościa. Nie chcę, żeby Jessie też to poznała. Po prostu martwię się o nią.
- Przesadzasz – westchnął. – On mi nie wygląda na takiego. Fajny szwagier by był.
Zaśmiał się, ale spojrzał na groźną minę ojca.
- Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby Jess miała normalnego chłopaka – przyrzekł.
W tym samym czasie dziewczyna już przeglądała Internet w swoim pokoju. Weszła na twittera i wpisała w wyszukiwarkę ed sheeran. Od razu pojawiło się konto, które chciała znaleźć. Weszła na ikonkę. Pierwszy tweet, który zobaczyła to: Nagrania rozpoczęte! Przejrzała prawie wszystkie. Zaktualizowała stronę. Pojawił się jeszcze jeden. Piękna dziewczyna sprawiła, że aż zapomniałem o moich tekstach.
Otwarła szeroko buzię. Szybko go follownęła i od razu wyłączyła laptopa. Padła na łóżko. Znów cała czerwona. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Po prostu była szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Po raz pierwszy od ponad roku.

środa, 13 lutego 2013

pierwszy.

Nużący sobotni poranek. Słońce już dawno świeciło na tle błękitnego nieba. Piękny dzień na rozpoczęcie czegoś nowego, a zakończenie innego. Promienie słońca wpadły do niemałej sypialni, oświecały one wielkie łóżko, w którym spała brunetka. Jej włosy kontrastowały się z kremową pościelą. Cały pokój był w kolorach czekolady i kawy. Naprzeciwko łóżka stało biurko, na którym leżał laptop, telefon, kilka notesów szkolnych, wiele kartek z notatkami, kilka długopisów porozwalanych po całym blacie i wielki napis wiszący nad nim Dreams come true. W kącie pokoju stały dwa fotele, a koło nich były wielkie dwuskrzydłowe drzwi, które pilnowały garderoby dziewczyny.

Podniosła powieki i pojawiły się jej zielone oczy. Włosy miała związane w wysoką kitkę, która teraz była w drastycznym stanie. Przetarła oczy i wstała z łóżka. Otworzyła drzwi od balkonu i wyszła na dwór. Uśmiechnęła się, kiedy poczuła słaby powiew wiatru na swojej twarzy.
Weszła z powrotem do pokoju i ruszyła w kierunku garderoby. Wyciągnęła parę krótkich jasnych szortów, czerwoną koszulę w kratę, czarną bokserkę, bieliznę i czerwone trampki. Buty rzuciła na podłogę, a z rzeczami ruszyła na korytarz. Przywitały ją drzwi pokoju jej brata z napisem not for people. only aliens. Jamie’s room. Przeszła kilka kroków i zapukała do drzwi łazienki.
- Zajęte, Jessie – krzyknął chłopak. Oparła się o ścianę naprzeciwko drzwi. Czekała kilkanaście minut i znów zapukała.
- JAMIE WYŁAŹ – krzyknęła, waląc pięściami. Nagle odsunęła się i z łazienki wyszedł jej brat. Był już ubrany. Miał czarną koszulkę zespołu Nirvana oraz przetarte czarne wąskie spodnie. Ruszył do swojego pokoju. Jessie wykąpała się i wysuszyła włosy po czym związała je w koczek. Swoją grzywkę podpięła do góry. Ubrała się i nałożyła delikatny makijaż, zakrywający jej pryszcze.
Wyszła z łazienki i pobiegła do pokoju. Weszła do garderoby i zaczęła pakować ubrania do walizki. Zabrała mnóstwo koszulek, krótkich spodni, jeansów, trampek, dresów, bluz i kilka elegantszych rzeczy. Schowała kosmetyczkę i zapięła walizkę. Wystawiła ją na korytarz.
Do plecaka, który leżał w kącie pokoju, schowała laptopa, książki, portfel, dokumenty, notatki oraz duże słuchawki firmy Skull Candy. Do kieszeni spodni wsunęła telefon. Wyszła na korytarz.
- Jamie, pomożesz mi to znieść na dół? – powiedziała do brata, który wracał z dołu.
- Jasne – podniósł walizkę i powoli zaczął schodzić ze schodów. Postawił ją w holu, koło swojej.
Jessie założyła szybko trampki, wzięła torbę i zbiegła na dół. Weszła do kuchni, w której biegała jej mama, w tę i we w tę.
- Macie wszystko? – zapytała się ich, kiedy usiedli na wysokich stołkach przy wyspie. – Wasz ojciec pewnie za chwilę się zjawi.
- Tak, wszystko – powiedział Jamie. – Oprócz…
Jego matka zmierzyła go wzrokiem.
- Gitara zostaje w domu.
- Ale mamo – jęknął niezadowolony chłopak. – Jessie ma fortepian u taty, a ja mam gitarę tutaj.
- No dobra… Leć po nią – uśmiechnęła się, a jej uradowany syn pobiegł na górę. Już po chwili w holu, oprócz bagaży, leżała gitara akustyczna, schowana do futerału.
- Nie chcecie niczego jeść? – zapytała się.
- Zjemy po drodze, spokojnie – uśmiechnęła się dziewczyna. – A gdzie Dave?
Mama wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, miał tu być 10 minut temu. Możemy spóźnić się na samolot.
Nagle ktoś wszedł do domu.
- Cześć kochanie – powiedział przystojny mężczyzna, podchodzący pod czterdziestkę. Pocałował swoją narzeczoną. – Gotowa?
Pokiwała głową. Jessie stukała palcami w blat. Czekała z niecierpliwością na ojca. Nie lubiła Dave’a. Był mniej wyluzowany niż jej tata, taki spięty. Teraz miała się od niego odciąć na dwa miesiące.
Dzwonek zadzwonił. Dziewczyna zeskoczyła ze stołka i biegiem rzuciła się, żeby otworzyć drzwi.
- Tata! – krzyknęła na widok bruneta, który uśmiechał się do niej z taką troską. Rzuciła mu się na szyję, a on ją przytulił do siebie.
- Witaj mała księżniczko – pocałował ją w głowę. Kiedy oderwała się od niego, Jamie się przywitał męskim uściskiem. – Dawno was nie widziałem, wyrośliście.
- Przez te kilka miesięcy, James – powiedziała jego była żona.
- Witaj Kate – uśmiechnął się do niej. – Ty jesteś pewnie Dave. Jess opowiadała mi o tobie.
Przywitał się z nim uściskiem dłoni.
- Jedziemy? – zapytała uradowana Jessie. Jej tata pokiwał głową. Dziewczyna pożegnała się z mamą i Davem, i wzięła torbę, zbiegając po schodkach do Jeepa. Wrzuciła ją na tylne siedzenie i czekała na tatę i Jamiego. Wszyscy wsiedli do samochodu. James odpalił i ruszyli w stronę ruchliwej ulicy.
- Jak tam szkoła? – zapytał się swoich dzieci James, włączając radio.
- Może być – powiedział bez większego zainteresowania Jamie. Jego siostra się nie odzywała.
- A ty Jess?
Nadal milczała, chciała zapomnieć o tym roku jak najszybciej. Przyniósł jej tyle złych wspomnień. Chłopak ją zostawił, w momencie, w którym go najbardziej potrzebowała, przyjaciółki zostawiły, a to wszystko dlatego, że się uczyła, tylko się uczyła. Nie ćpała, nie piła, nie paliła, nie imprezowała. W ostatnim roku szkoły chciała po prostu wszystko zdać.
Najpierw była tylko kujonica. Później się zaczęli nad nią znęcać. Stała się pośmiewiskiem i kozłem ofiarnym szkoły. Nawet nauczyciele dziwnie się na nią gapili. Z tego wszystkiego zamykała się w sobie, tylko w domu mogła być tą Jessie, śmieszką, która nie widzi niczego po za muzyką.
- Jessie – powiedział głośniej.
- Dobrze – w końcu powiedziała. – Nie było źle.
Tata spojrzał na nią przenikliwym spojrzeniem, ale nie pytał dalej. Byli już na autostradzie. Śpiewali głośno, śmiali się, aż w końcu brzuch Jess zaczął wydawać bardzo głośne dźwięki, tak samo jak i Jamiego.
James stanął przy jakimś zajeździe i weszli coś zjeść. Zamówili to co zwykle, naleśniki z truskawkami i sok pomarańczowy. Przy jedzeniu rozmawiali o wszystkim i o niczym. Rodzeństwo było bardzo ze sobą, jak i z ojcem, zżyte. Po rozwodzie rodziców zbliżyli się i dbali o siebie nawzajem. Była między nimi różnica dwóch lat, ponieważ Jessie skończyła 17, a Jamie 19 lat.
Kiedy skończyli, James zapłacił i ruszyli dalej w drogę. Jessie zasnęła, lecz kiedy się obudziła byli już w wielkim mieście. Londyn. Była taka zła, kiedy musiała się stąd przeprowadzać. Przejechali koło Piccadilly Circus i jechali dalej, aż do królewskiej dzielnicy, Kennsington, w którym kiedyś mieszkali. James zaparkował pod domem i wysiedli z samochodu. Jessie wzięła swoją torbę, a tata walizkę.
Otworzyła drzwi kluczem, który dostała w zimowe ferie od ojca. Weszła do środka.
Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła, że niewiele się zmieniło. Przede wszystkim było czysto. Nie dziwiło jej to. Tata nie lubił bajzlu, wolał porządek, ale sam był dość szalonym i zakręconym na punkcie muzyki człowiekiem. To po nim właśnie odziedziczyli miłość do muzyki.
Jess pobiegła do studia nagraniowego.
- Poczekaj – James za nią pobiegł. – Tam ktoś jest.
Dziewczyna od razu, jak na zawołanie, stanęła w miejscu.
- Pamiętasz zasady wchodzenia do studia prawda? – uśmiechnął się do niej.
Pokiwała głową. Czerwona lampka zgasła, więc weszła do środka. Przy konsoli siedział przyjaciel taty, Steve i jego żona, Lily.
- Jessie – kobieta uśmiechnęła się na jej widok i przytuliła ją. – Jak się masz?
- Dobrze – uśmiechnęła się i spojrzała przez szybę, kto jest w środku. Amy, trzydziestoletnia kobieta właśnie wyszła. – Co ona tu robi?
- Dzisiaj jest tu ostatni dzień – powiedział Steve z słabo ukrywaną satysfakcją. – Od jutra aż do końca wakacji, będzie tu przychodzić młody chłopak, nagrywa płytę, a twój ojciec przyjmuje wszystkie młode talenty z wyjątkiem…
- Mnie – dokończyła ze śmiechem – i Jamiego.
Blondwłosa Amy weszła do pomieszczenia i obrzuciła Jessie sekundowym spojrzeniem, tak jakby robiła jej jakąś łaskę. Pożegnała się ze wszystkimi i wyszła.
- Jak ja nienawidzę… - nie skończyła, bo do pokoju wszedł jej tata. James był w niej zadurzony, a ona go tylko olewała i nic sobie z jego miłości nie robiła.
- Kogo? Lub czego? – zaśmiał się.
- Nieważne – uśmiechnęła się. – Pójdę do góry się rozpakować.
Szybko wyszła z pokoju i wbiegła do góry po schodach. Po chwili już wypakowywała wszystkie ciuchy z torby. Glebła się na łóżko. I leżała.. Myślała i leżała. Przypomniała sobie wszystkie momenty z tego roku, najgorsze momenty. Rozbolała ją głowa, wstała powoli z łóżka i otworzyła drzwi.
- A tak naprawdę? – powiedział jej tata. – Przecież w ferie było źle.
- Była u trzech psychologów, ale ciągle gdzieś były problemy. W domu nic nie robiła tylko pisała piosenki. Znaczy wiesz, sądziła, że wszystko jest okay, że my nic nie widzimy, ale nie było z nią dobrze, słuchała jakiegoś chłopaka, cały czas , dzień w dzień te same smęty.
- Dla ciebie smęty, ale nie dla niej..
Zamknęła drzwi z powrotem. Coraz bardziej bolała ją głowa. Położyła się na łóżku, z oczu zaczęły jej cieknąć łzy. Czuła się potwornie, ale po chwili zasnęła. Śnił jej się ten chłopak, co całymi dniami chodził jej po głowie, a właściwie jego głos. Nie wiedziała jak wygląda, ale dla niej najważniejsze były słowa piosenek i to z jaką pasją śpiewa wszystkie piosenki.
Kiedy spała, do pokoju zajrzał James. Okrył córkę kołdrą i spojrzał na nią, jak wtedy kiedy miała siedem lat i zasnęła na karuzeli. Była jego księżniczką, ciągle tą samą śpiącą księżniczką.

pierwsza notka.

Cześć wam :) Jestem Aggs.

Chciałam tylko napisać, że na tym blogu będę publikować moje opowiadanie.
Często nie kończę opowiadań, ale tu postaram się doprowadzić historię do końca.
Mam nadzieję, że spodoba wam się to, co będę pisać. Nie jestem początkująca, ale podkreślam, że nie wszystkie informacje zawarte w tekście są zgodne z prawdą, ponieważ jest to autorska fikcja. :)
Pierwszą część powinnam wstawić dziś wieczorem jeśli nie to w piątek po południu.
Dziękuję bardzo. :)